Forum SMD Wrocław Strona Główna SMD Wrocław
Forum dyskusyjne Stowarzyszenia Młodzi Demokraci koła Wrocław
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Pomoc społeczna

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum SMD Wrocław Strona Główna -> Różne-rózności
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
brody
Użytkownik



Dołączył: 06 Sie 2007
Posty: 49
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Wrocław

PostWysłany: Śro 8:59, 07 Maj 2008    Temat postu: Pomoc społeczna

Poniżej prezentuję artykuł jaki ukazał się w Gazecie Wyborczej. Poruszono w nim ważną kwestię: jak pomagać innym ludziom.

Pomóc może człowiek

Rozmawiała Agata Nowakowska2008-05-06, ostatnia aktualizacja 2008-05-06 20:00

Takie "szczęścia" jak wcześniejsze emerytury czy zasiłki dla niepełnosprawnych mogą wykluczać z głównego nurtu życia społecznego - mówi prof. Stanisława Golinowska*


Pokój w noclegowni przy ul. PawiejAgata Nowakowska: Dla lidera SLD Wojciecha Olejniczaka i lewicowego publicysty Sławomira Sierakowskiego Polska to kraj pięciomilionowej biedy i wykluczenia. Według Mirosławy Grabowskiej - szefowej CBOS - to diagnoza fałszywa.

Prof. Stanisława Golinowska: Ocenę skali ubóstwa utrudniają problemy związane z jego pomiarem. Pomiar ubóstwa skrajnego charakteryzuje stopa ubogich żyjących poniżej poziomu minimum egzystencji, które obejmuje wartość wydatków na żywność, niezbędne ubranie i leki, środki czystości i mieszkanie.

W 2007 r. ubogą była osoba, której dochód wynosił ok. 400 zł. Tyle mniej więcej wynosiło minimum egzystencji. Jak można wyżyć za takie pieniądze?

- To jest wartość na osobę w rodzinie, co do której zakłada się, że jest bardzo gospodarna i wartość jej pracy domowej jest wysoka. Takie rodziny korzystają często z pomocy rzeczowej od państwa, organizacji społecznych i kościelnych: dzieci mają darmowe obiady w szkole, gminy wypłacają im dodatki mieszkaniowe, które obejmują ponad 9 proc. wszystkich mieszkań.

Według GUS poniżej tego minimum żyje 3 mln Polaków. Pocieszające jest to, że ta liczba maleje: z 12 proc. w 2005 r. do 8 proc. w 2006.

- Ten czteropunktowy spadek jest wynikiem zmiany zawartości koszyka minimum. Przy tej samej metodologii spadek jest niewielki. Jest to mniej więcej ta sama populacja. Jednak w stosunku do okresu z przełomu dekad, kiedy przeżywaliśmy spowolnienie gospodarcze, jest to odczuwalne zmniejszenie ubóstwa materialnego.

Do niższej stopy ubóstwa przyczynia się spadek bezrobocia oraz niskie ceny żywności i sprowadzana z zagranicy na tony używana odzież sprzedawana za złotówkę. Ceny żywności będą jednak rosły i wzrośnie też wartość minimum egzystencji, co spowoduje zapewne wzrost stopy ubóstwa (jeśli dochody w grupie dochodów niskich będą rosły wolniej niż ceny).

3 miliony Polaków potrzebuje pomocy państwa, by w ogóle przeżyć?

- W Polsce ludzie nie umierają z głodu, nie zamarzają na ulicach. Przeciętnie nam się poprawia, ale są grupy, które ciągle mają problemy.

Gdzie są te obszary biedy?

- Są trzy grupy podatne na biedę: długookresowo bezrobotni, małorolni (chociaż rolnicy po wstąpieniu do UE mają przeciętnie znacznie lepszą sytuację dochodową) oraz rodziny wielodzietne. Mamy największą w Europie grupę długotrwale bezrobotnych. To są ludzie często niezdolni do pracy w sensie "zatrudnialności".

Według prof. Czapińskiego, który od kilku lat robi diagnozy społeczne, w tej grupie spora część to alkoholicy. Poprawność polityczna sprawia, że nikt o tym głośno nie mówi.

- Istotnie, problem nadużywania alkoholu w tej grupie występuje, ale jest bardzo często efektem bezrobocia i życia w podobnym sobie środowisku.

Rośnie też ubóstwo wśród rodzin, w których pojawia się jakaś chroniczna choroba lub niepełnosprawność. Przykład drastycznej sytuacji: rodzi się niepełnosprawne dziecko, ojciec zostawia rodzinę, matka nie może pracować i żyje z zasiłków.

Wstydliwą sytuacją jest też ubóstwo dzieci. Raport Komisji Europejskiej pokazuje, że 26 proc. polskich dzieci, najwięcej w Unii, jest zagrożonych biedą. Każde dziecko zmniejsza dochód w rodzinie, a dodatkowo brak rozwiązań pozwalających godzić pracę zawodową i rodzicielstwo zmniejsza chęć posiadania dzieci i mimo chwilowego wzrostu urodzeń z powodów demograficznych (żeni się wyż urodzeń z początku lat 80.) nasza stopa dzietności należy do jednej z najniższych w Europie.

Nie wymieniła pani emerytów. Tymczasem politycy od dawna grają na tej strunie.

- Pokutuje taki stereotyp. Jednak relatywne ubóstwo emerytów jest niższe niż przeciętnie. Relatywne ubóstwo mierzy się dystansem do sytuacji średniej. Za ubogich uważa się ludzi otrzymujących mniej niż połowę (lub 60 proc.) przeciętnych dochodów. I pod tym względem - w stosunku do naszego poziomu dochodów - sytuacja polskich emerytów jest lepsza niż w innych krajach europejskich. Gdy chodzi o transfery kierowane do dzieci i młodych rodzin - mamy jeden z najniższych udziałów w UE.

Wiadomo więc, gdzie są ci biedni. Wydaje się, że państwu łatwo do nich trafić.

- Te grupy stały się widoczne w okresie wielkiej przemiany po 1989 r. W PRL-u osoby o niskich kwalifikacjach i pijący gdzieś tam zawsze pracowali: mężczyźni na budowach i w PGR-ach, kobiety sprzątały i handlowały. Także w tzw. dobrych zakładach pracy zatrudnienie było nadmierne. Dzisiaj jak ktoś pije, to pracodawca go zwalnia, a wymagania dotyczące gotowości do pracy są wysokie, nawet w firmie sprzątającej.

Dlaczego państwo nie potrafi pomóc samotnej kobiecie z niepełnosprawnym dzieckiem?

- W pewnym zakresie pomaga, ale głównie w formie zasiłków. W sytuacji choroby i inwalidztwa można otrzymać zasiłek stały z pomocy społecznej, ale tylko wtedy, gdy inne dochody są bardzo niskie lub ich nie ma. Notabene pozostałe zasiłki z pomocy społecznej są fakultatywne. Jak gmina jest bogata - to ma, a jak biedna - to nie da.

Ekonomiści od lat wzywają do cięcia "socjału", który jest tak rozdęty, że brakuje na rozwój. Na zabezpieczenie społeczne wydajemy 20 proc. PKB!

- Obecnie mniej - 19 proc., a na początku lat 90. wydawaliśmy ponad 26 proc. Przeciętnie w rozszerzonej UE wydaje się 27 proc.; najwięcej w krajach skandynawskich - około 30 proc. Zabezpieczenie społeczne obejmuje renty, emerytury, ochronę zdrowia i pomoc społeczną. Nie obejmuje edukacji, bo kształcenie traktuje się jako inwestycję w człowieka. Najwięcej wydajemy na renty i emerytury. Znaczne wydatki ponosimy na świadczenia dla osób, które wychodzą, często przedwcześnie, z rynku pracy. Na pomoc społeczną wydajemy tylko ok. 1 proc. PKB.

I chyba wydajemy te pieniądze głupio, skoro strefa ubóstwa nie maleje.

- Politykę społeczną realizujemy głównie poprzez świadczenia pieniężne. Stawiamy nie na sensowną opiekę nad matką i małym dzieckiem w przychodni, tylko oferujemy becikowe. Nie dbamy o usługi dla dzieci po lekcjach. Powinniśmy lokować środki publiczne tam, gdzie jest sensowny program prewencyjny i potrzebna praca socjalna. Bill Jordan - bardzo ciekawy teoretyk w tej dziedzinie z Wielkiej Brytanii - przekonuje, że bez sensownych usług oraz miłości włożonej w pracę socjalną robioną przez odpowiednio opłacanych profesjonalistów nie zbudujemy społeczeństwa, w którym ludzie mają szansę wyjść z życiowych trudności.

Mamy rodzinę alkoholika i zostawiamy ją bez pieniędzy?

- Nie dajemy pieniędzy, bo ojciec alkoholik kupi sobie za to alkohol. Opłacamy usługi i ludzi pomagających alkoholikowi i jego rodzinie wyjść z kryzysu. Posyłamy dzieci na różne zajęcia, uczymy matkę zaradności. A gdy już dajemy pieniądze, to zmuszamy do wysiłku, np. podjęcia leczenia odwykowego, szkolenia i rodzinnej terapii. Podobnie nie chodzi o to, by dawać niepełnosprawnemu większy zasiłek, gdy on i tak będzie siedział w domu. Dajemy pieniądze asystentowi, który pomoże mu z tego domu wyjść.

Już słyszę głosy, że nas na takie luksusy nie stać.

- Możemy użyć tych samych pieniędzy. Od lat pokutuje taka prosta filozofia: jak jest ubóstwo, to trzeba wesprzeć ubogich dochodowo i już nie będą ubodzy. My, eksperci, ciągle protestujemy: nie gotówka, tylko usługi. Aby autentycznie pomóc, musi przyjść drugi człowiek, i to nie tylko ksiądz, lecz profesjonalista: psycholog, pedagog, polityk społeczny, pracownik socjalny, terapeuta, który zaproponuje zindywidualizowane działanie i pomoże je zrealizować. Jednak przede wszystkim potrzebna jest prewencja - niedopuszczanie do sytuacji dramatycznych i drastycznych. Trzeba wyrównywać szanse, pomagać w socjalizacji. Ale jak mamy to robić, skoro niektórzy politycy mówią, że przedszkola nie są potrzebne, bo mama wychowa dzieci najlepiej? Czy znają rodziny o niskich dochodach i z problemami?

Dawanie pieniędzy uczy bezradności, zachęca do nicnierobienia. Mną wstrząsnął niedawno wywiad w "Gazecie" z proboszczem z Korytowa. Tam jest blisko 40-proc. bezrobocie, choć każdy, kto chce, mógłby znaleźć pracę. Ci ludzie piją, nie pracują, bo dają radę wyżyć z pomocy społecznej. Ksiądz mówi, że "opieka ma dziś znacznie więcej pieniędzy".

- Tu 100 zł, tam 100 zł sprawia, że taka biedna rodzina coś sobie uskłada. Dobrze jest mieć kolejne dziecko, bo to zawsze dodatkowe pieniądze, a państwo - dopóki nie dzieje się nic drastycznego - nie troszczy się, co się z nim dzieje.

Dawanie pieniędzy bez zobowiązań i bez tej pracy, o której mówiłam, jest demoralizujące i utrwala biedę. Zabija motywację do podjęcia pracy. Trzeba budować w ludziach zdolność do zatrudnienia, motywować do zrobienia czegoś sensownego ze swoim życiem.

Mamy tę skrajną biedę i coraz powszechniejsze zjawisko niezaspokajania różnych potrzeb, np. zdrowotnych.

- Od jakiegoś czasu w krajach europejskich używa się częściej pojęcia wykluczenia społecznego niż ubóstwa. Osoby wykluczone, nawet jeżeli nie dotyka ich bieda materialna, nie uczestniczą w innych, ważnych wymiarach życia społecznego. Wymiarów wykluczenia jest wiele i na ogół są skorelowane z ubóstwem, chociaż nie zawsze. Najpoważniejszy obszar wykluczenia to rynek pracy. Brak legalnej, stałej pracy jest główną przyczyna ubóstwa. W Unii to jeden z najważniejszych tematów społecznych. To na zatrudnieniu, a nie na dochodach zbudowano strategię lizbońską. Takie "szczęścia" jak wcześniejsze emerytury czy zasiłki dla niepełnosprawnych mogą wykluczać z głównego nurtu życia społecznego.

Drugi obszar to wykluczenie z edukacji, czyli brak podstaw do tworzenia kapitału ludzkiego, który decyduje o dobrej pozycji na rynku pracy. Istotnym czynnikiem rozwoju tego kapitału jest wczesna oraz wyrównana i dobra edukacja. Do francuskich przedszkoli chodzi ponad 90 proc. dzieci, i tych biednych, i tych bogatych. U nas uczestnictwo przedszkolne dzieci w wieku trzech-pięć lat zaczęło przekraczać wskaźnik jednej trzeciej, ale do przedszkoli uczęszczają głównie dzieci z rodzin zamożniejszych!

Trzeci wymiar wykluczenia to mieszkanie wraz z sąsiedztwem. Wykluczenie mieszkaniowe to nie tylko problem bezdomności - to bowiem ostateczność. To także problem braku dostępu do własnego mieszkania, substandardowe warunki mieszkaniowe i tzw. złe sąsiedztwo. Aż 25 proc. polskiego społeczeństwa najwięcej obaw wiąże z życiem wśród nieakceptowanych sąsiadów ze względu na ich zachowanie. Ubolewa nad niszczeniem mienia, kradzieżami, boi się ich agresji, a szczególnie tzw. blokersów. Wielka Brytania w ramach polityki New Labour przeprowadziła 4 tys. programów rządowych dotyczących złego sąsiedztwa. Samorządy dostały środki na rewitalizację bloków w osiedlach porobotniczych. Także w epoce pani Thatcher asygnowano środki na programy w tej dziedzinie, np. na przeprowadzki górników. A my jak zwykle - daliśmy swoim górnikom pieniądze do ręki.

Są jeszcze inne przyczyny wykluczenia?

- Zdrowie. Poważnie nie dyskutujemy nad zdrowiem publicznym, nad promocją zdrowia i prewencją. W Anglii troska o zdrowie publiczne rozwinęła się już w poł. XIX wieku. Wiemy, że chodziło o to, by żołnierze byli zdrowi, a robotnicy wydajni i dlatego państwo pilnowało, aby matka w ciąży była dobrze odżywiona, a małe dziecko wychowywano w warunkach higienicznych. Dzisiaj programy zdrowia publicznego są w Europie może nawet ważniejsze niż programy lecznicze. Nierówności w zdrowiu są w obecnej Polsce bardzo duże. Status zdrowotny zależy bowiem bardzo silnie od zamożności oraz wykształcenia. Jak ktoś mówi o współpłaceniu za usługi, bo niektórzy ich nadużywają, to nie wie, w jakim kraju żyje. Bo w Polsce są ludzie, którym należałoby dopłacić, aby poszli do lekarza. W przeciwnym razie zgłoszą się w ostatnim stadium choroby. Wtedy zostaje drogie leczenie i przyznanie renty. Wprowadzenie współpłacenia wymaga odwołania się do innego etapu korzystania z opieki zdrowotnej oraz innej motywacji.

Boję się, że definicja wykluczenia jest tak szeroka, że każdy z nas jest wykluczony.

- Cztery wymiary - to nie tak dużo. W niektórych krajach analizuje się dziesięć. Aby odróżnić fakty ubóstwa od wykluczenia, podam przykład. Mamy rodzinę studencką bez własnych dochodów. Ale ona absolutnie nie jest wykluczona w sensie kapitału ludzkiego i społecznego, a wpadnie w statystykę ubóstwa. A wykluczonym może być ktoś, kto ma całkiem przyzwoity dochód (np. emeryturę), więc nie jest biedny. Za to może nie mieć oparcia w rodzinie, nie ma już przyjaciół, żyje w złym sąsiedztwie, ma ograniczony dostęp do lekarza. W sytuacji kryzysu nie ma więc potencjału, na którym może się wesprzeć.

W tym momencie wymieniłam tu jeszcze jeden obszar potencjalnego wykluczenia nazywany kapitałem społecznym. Chodzi o więzi społeczne i zaufanie. Nasze badania pokazują, że w środowiskach biednych tego kapitału w zasadzie nie ma. My należymy do krajów o najniższym kapitale społecznym wśród UE 25, co pokazały specjalne badania Eurobarometru przeprowadzone w 2004 roku. Na co dzień nie protestujemy, jak np. ktoś niszczy mienie, urąga czy napada, nie interweniujemy w sprawach wspólnych, a przede wszystkim nie ufamy ani sobie nawzajem, ani instytucjom. Każdy polityk w Polsce wie, że także w wymiarze politycznym nasza partycypacja ma niski poziom: uczestnictwo w wyborach, przynależność do partii, związków zawodowych czy innych organizacji są relatywnie niskie. A uczestnictwo decyduje o jakości demokracji.

A czy Polska jest bardziej rozwarstwiona niż inne kraje Europy?

- Jesteśmy społeczeństwem zróżnicowanym, ale zawsze tacy byliśmy, także w okresie PRL-u.

Skąd to się brało?

- Powodem byli z jednej strony biedni chłopi, którzy właściwie do dzisiaj w pewnym zakresie nadal nie mają żadnych dochodów, żyjąc na zasadzie samozaopatrzenia. Z drugiej strony - prywatni rzemieślnicy i ogrodnicy (tzw. badylarze) i bogaci chłopi, często okresowo zarabiający w USA.

Na tle Europy jesteśmy wyjątkiem?

- Dziś Polska także należy do krajów bardziej rozwarstwionych w naszym regionie i szybko dogoniliśmy rynkowe kraje Europy Zachodniej. Mamy i większą biedę, i widoczne enklawy bogactwa. W porównaniu z Czechami, które są taką Szwecją naszego regionu, mamy słabszą klasę średnią. Na krzywej rozkładu dochodów nie mamy dobrze wypełnionego środka. W Czechach taki okrzepły środek jest bardziej widoczny, a krzywa mniej rozciągnięta na pozycje skrajne. W konsekwencji relatywna stopa ubóstwa w Czechach jest zbliżona do szwedzkiej.

Współczynnik Giniego - mierzy rozwarstwienie - dla Polski to 0,34 (0 to idealna równość, a 1 - krańcowa nierówność). Jak w Wielkiej Brytanii czy Portugalii.

- Współczynnik powyżej 0,4 w krajach UE w zasadzie nie występuje. Tę wartość uznaje się za alarmującą. Takie nierówności występują w Rosji oraz na Ukrainie. W Ameryce Łacińskiej mamy 0,6, ale to są przykłady nierówności ekstremalnych.

Większe nierówności zawsze pojawiają się w okresach gwałtownych przemian.

- Wychodząc z socjalizmu, bardzo szybko osiągnęliśmy poziom rozwarstwienia typowy dla gospodarki zachodnioeuropejskiej. To, że w Polsce rozwarstwienie jest takie jak w Wielkiej Brytanii, znaczy, że jest ono bardzo duże. Wielka Brytania to kraj liberalnego modelu polityki społecznej i będący już w epoce poprzemysłowej, czyli dominacji usług. Usługowa gospodarka prowadzi do większego rozwarstwienia, bo "produkcja" usług wymaga bardziej zróżnicowanych kwalifikacji niż produkcja towarów. Mamy z jednej strony usługi niewymagające kwalifikacji i wymagające bardzo wysokich kwalifikacji oraz bardzo wysoko wynagradzane, np. usługi finansowe, menedżerskie, informacyjne czy edukacyjno-doradcze. Myśmy szybko doszlusowali do rozwarstwienia brytyjskiego, chociaż nasza struktura gospodarcza i społeczna tego jeszcze nie uzasadnia.

Może rozwarstwienie nie jest takie złe? Biedni są zmotywowani?

- Od dawana już badania pokazują, że współpraca i cywilizowana rywalizacja przynoszą większe efekty niż konkurencja "do upadłego". Dlatego dzisiaj bardziej poszukuje się tych, którzy potrafią tworzyć zespoły i współpracować (tzw. team builders), niż egocentrycznych indywidualistów. Wracamy tu ponownie do kapitału społecznego. Badania nad nim pokazały, że to współpraca i integracja społeczna sprawiają, że społeczeństwa, które w tej dziedzinie mają przewagę, rozwijają się lepiej. Kiedyś potrzebę większej równości uzasadniano obawami o pokój społeczny, bo biedni mogą zbuntować się przeciwko bogatym. Dzisiaj takiej proletaryzacji, jaką straszył nas Marks, już nie mamy. Jednak bezwzględna rywalizacja, wrogość i nieufność, zamykanie się ludzi w chronionych osiedlach i zakładach pracy powodują wysokie społeczne koszty transakcyjne. Typ ładu społecznego, w którym człowiek jest drugiemu wilkiem, bezwzględnie się rozpycha, jest mniej efektywny. Tam, gdzie jest współpraca, uzgadnianie, respektowanie innych, zaufanie i obowiązuje niepisany kodeks postępowania, jest społecznie taniej.

Jakie są te koszty transakcyjne w Polsce?

- Nie podejmujemy w zasadzie żadnej decyzji w oparciu o rozsądek, oczywiste normy oraz o zaufanie, nawet na moim uniwersytecie. Przed podjęciem najprostszej decyzji rozważa się opinie prawnicze, których koszty są niemałe. Każdej inicjatywie towarzyszy potworna biurokracja. Ktoś, kto starał się o grant z Unii Europejskiej, wie, że prawdziwe bariery stworzyliśmy sobie przede wszystkim sami.

Jesteśmy wprawdzie członkiem UE i chcemy mieć tyle samo, co przeciętny Niemiec czy Włoch, ale nasz poziom życia jest istotnie niższy (sięga 50 proc. przeciętnego poziomu w krajach rozszerzonej Unii). Chcemy więc indywidualnie szybciej poprawić swój los, wykorzystać, przechytrzyć, nie dopłacić. Dlatego też ciągle podatni jesteśmy na korupcję. Pracodawcy nie szanują pracowników, a pracownicy nie rozumieją troski pracodawcy o firmę, która tworzy miejsce pracy. Nie rozumie się wzajemnych uzależnień oraz nie ma zrozumienia dla zasady wzajemności, tak istotnej dla rozwoju kapitału społecznego, czyli poczucia, że jak coś dostałem, to powstaje imperatyw zrobienia czegoś dla innych.

Przytaczane wyniki pochodzą z badań przeprowadzonych w ramach projektu "Polska bieda III" realizowanego w latach 2004- 07 w Instytucie Pracy i Spraw Społecznych.

* Stanisława Golinowska, prof. nauk ekonomicznych, pracownik UJ i IPiSS.Współzałożycielka i ekspert fundacji CASE


Post został pochwalony 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum SMD Wrocław Strona Główna -> Różne-rózności Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin